Czy znajdzie pan może pisiont groszy?

Mam już wszystko. Musli, jabłko, truskawki, woda, jogurt naturalny. Wykładam to ładnie na taśmę zostawiając kilkanaście centymetrów pustej przestrzeni za zakupami poprzednika. Kasjerka wrzuca plastikową przegródkę na miejsce przegródek oczekujących, a ja grzecznie kładę ją na przygotowanej wcześniej przestrzeni międzyzakupowej. Kasjerka przerzuca towary przez skaner kodów, czasem coś zważy, czasem musi wprowadzić kod ręcznie. Idzie jej to w miarę sprawnie. Moment stania w kolejce jest najbardziej bezproduktywny. Niezależnie od tego czy spieszysz się, czy nie, kolejka pożera twój czas nieodwracalnie. Im szybciej z niej wyjdziesz, tym lepiej spędzisz resztę dnia. Dwie osoby przede mną i nagle system staje. Kasjerka zadała pytanie starszemu klientowi.

Czy znajdzie pan może pisiont groszy?

No tak. Nie ogarnął kwoty, zapomniał dorzucić 50 groszy i nie można go winić. Starszy już jest, pamięć nie ta, ale w końcu nie można mu odbierać prawa do zakupów. Chwilę mu zajmuje, żeby odszukać w portfelu odpowiedni bilon. Taśma stoi, a ludzie zaczynają się niecierpliwić. Jakiś matoł za mną postanowił przeorganizować taśmę z towarami. Skończył się czas postoju jego koszyka na półce przed taśmą i rozpoczął rozładowywanie, mimo tego, że nie ma jeszcze wolnego miejsca. Ani wolnej przegródki. Spokojnie patrząc mi pretensjonalnie w oczy poprzesuwał moje produkty i powciskał kilka swoich i czeka zadowolony. Rozumiem. Nie zapłaciłem za nie, więc są własnością sklepu, czyli pewnie każdy je może dotykać. Sądząc po tym jak gościu się do mnie dostawił to pewnie liczy na to, że kasjerka tego nie zauważy i skasuje jego energetyki i colę na mój rachunek. Ha, nie dam się, umiem już obsługiwać przegródkę. Taśma ruszyła.

Pojawiła się przegródka, wcisnąłem ją gdzie trzeba ku skiśniętej minie idioty stojącego za mną, a produkty z taśmy wesoło przeskakiwały nad czytnikiem kodów. Przyszła moja kolej, kilka piknięć i padł wynik. Dwadzieścia jeden i czterdzieści pięć groszy powiedziała bezdusznie kasjerka do monitora przed sobą. Patrzę na wyświetlacz cen i jest dokładnie: 21,45zł. Ale mają fajny system pomyślałem, kasjerka liczy, potem mówi do komputera ile to kosztuje i komputer już wie ile skasować. Hajtek! Wyciągam z portfela stówkę i dumnie podaję ją kasjerce. Ta patrzy z przerażeniem w oczach jakby zobaczyła wezwanie z banku do zapłaty pięciu groszy i pyta:

A złoty czterdzieści pięć?

Wryło mnie. Szybka kalkulacja w głowie. Przypomniałem sobie podstawy matematyki. No nie. Nie zgadzało mi się. Nie dałem jej za mało. Dałem piękną stówkę, a ona chciała tylko dwadzieścia z kawałkiem. A teraz jeszcze chce ode mnie więcej? Co jest nie tak z moją stówą? Pytam się, czy te sto złotych nie wystarczy, żeby opłacić rachunek? Zerkam jeszcze raz na wynik, może komputer źle zrozumiał kwotę. Unikam wzroku następnego klienta, dobrze, że jeszcze nie wypił tych energetyków, bo by mnie rozszarpał. Kasjerka patrzy lekko zakręcona. Noo wystarczy, ale czy ma pan jeszcze złoty czterdzieści pięć? Przed oczami stanęło mi całe życie biednej i niedocenionej stówki. To, jak 10 lat uczyłem się, aby móc na taką stówę pracować. To, jak poniżał mnie potencjalny klient, udowadniając, że moja praca jest gówno warta. To, jak po wystawieniu rachunku musiałem pół roku na nią czekać. To, jak w ciągu tego pół roku za niezapłaconą stówę podatek wystawili mi podludzie z urzędu. To jak w międzyczasie na konto wszedł komornik i zabrał część wypłaty na ten podatek. I została mi ta stówa. Oceleniec jakby to powiedział wiejski senator. I teraz nagle kasjerce ona nie pasuje.

Presja kolejki oraz sraczkowata mina kasjerki zmusiły mnie do odnalezienia tej złotówki i czterdziestu pięciu groszy. Dałem, niech stracę. Kasjerka oddała mi osiemdziesiąt złoty i rozliczenie podatkowe. Kolejka odetchnęła z ulgą. Ja natomiast zostałem z trzema banknotami, brakiem drobnych, a przypomniało mi się, że potrzebuję złotówkę, żeby oddać koleżance w pracy i poczuciem winy wobec kasjerki i reszty kolejki. No właśnie.

Do rzeczy

Niezależnie od tego czy sklep duży, czy mały czas postoju w kolejce ma być jak najkrótszy. Szczególna uwaga do małych sklepików walczących z molochami – przestańcie się wiecznie pytać o drobne! Każde takie pytanie wydłuża czas w kolejce i zwiększa poziom zniecierpliwienia jej uczestników. Zabezpieczcie się, weźcie więcej drobnej gotówki. Słyszałem, że bank ponoć bierze prowizję za rozmianę drobnych – to olejcie taki bank, albo narzekajcie na niego. Bank to jest instytucja, która ma chronić wasze interesy. A waszym interesem jest klient. Obsługujcie w systemie – zliczam, przyjmuję płatność, ewentualnie wydaję resztę, zapraszam ponownie. To już nie są czasy, gdzie nie ma gotówki na rynku. Szkoda czasu na zabawę w drobne.

Czy macie poczucie winy nie mając drobnych?